Amerykańskie wybory przyniosły jeden z najgorszych dla rynku akcji rezultatów. Jeśli wziąć pod uwagę zarówno wynik wyborów, jak i przebieg całego procesu wyborczego. Po pierwsze wynik, z formalnego punktu widzenia, nie zastał jeszcze przesądzony. O ile co do prezydentury Joe Bidena raczej nie ma większych wątpliwości, o tyle rozkład sił w Senacie nadal pozostaje dużą niewiadomą. Tym bardziej, że w Georgii, gdzie odbędzie się „dogrywka” o 2 szalenie ważne miejsca senackie, Biden wygrał jako pierwszy Demokrata od niemal 30 lat. Niemniej ciekawie – z punktu widzenia obserwatora – sytuacja wygląda w Izbie Reprezentantów. Tutaj spotkało Demokratów wielkie rozczarowanie i zamiast powiększenia przewagi z 2018 r. ledwo utrzymali większość. Niepewność układu sił w Senacie i minimalna przewaga w izbie niższej Kongresu z pewnością bardzo utrudni sprawne działanie nowej administracji. A sytuacja jest bardzo poważna. Sukcesywnie USA zbliża się do poziomu 200 tys. dziennie zakażeń koronawirusem. Konieczne są szybkie kroki w celu zapobieżenia katastrofie humanitarnej – tak ten stan określa coraz więcej amerykańskich autorytetów medycznych.
Niemniej radykalne posunięcia wydają się niezbędne do poprawy sytuacji gospodarczej. Rynek pracy wyhamował tempo odradzania się po wiosennej zapaści. Wprawdzie liczba występujących o zasiłek jest nieco niższa od oczekiwań, ale to oznacza nie tylko nieco więcej nowych stanowisk pracy, ale głównie przejście na inne formy pobierania zasiłku (program Pandemic Unemployment Assistance), a także zupełne wycofanie z rynku pracy dużej części bezrobotnych. Dramatycznie wydłuża się okres pozostawania bez pracy długotrwale bezrobotnych. Tę grupę będzie bardzo trudno aktywizować zawodowo i po zakończeniu pandemii. A to z pewnością będzie rodziło wiele napięć społecznych i ciążyło gospodarce.
W tak skomplikowanych okolicznościach, rynki przyjęły wręcz z euforią wynik i przebieg wyborów. Gdy emocje zaczęły opadać, zapał do zakupów akcji również, w poniedziałek ogłoszono informację o zakończeniu kolejnego etapu prac nad szczepionką z wysoką skutecznością. Wyglądało to tak, jakby „byki” nieoczekiwanie wyciągnęły przysłowiowego asa z rękawa. Trudno kwestionować zapewnienia szefów firm farmaceutycznych o przypadkowości (a właściwie naukowych podstawach określenia terminu poszczególnych faz procesu opracowywania szczepionki) daty ogłoszenia tej informacji, chociaż z pewnością w obozie Donalda Trumpa pojawiły się głosy, że gdyby stało się to tydzień wcześniej, to Biały Dom nie zmieniałby w styczniu lokatora. Tym niemniej dla Wall Street termin rozpowszechnienia tej radosnej informacji wygląda na mało korzystny. Dobra wiadomość pozwoliła tylko podtrzymać dobre nastroje na rynku, ale nie potrafiła już wzmocnić tendencji wzrostowej. Z dużą dozą prawdopodobieństwa można przyjąć, że znacznie większe wrażenie na rynkach wiadomość ta zrobiłaby w okolicach Święta Dziękczynienia, czyli wtedy, gdy spodziewany jest szczyt zachorowań w obecnej fali pandemii w USA.
Listopadowa fala zwyżek cen akcji na rynku amerykańskim uzasadniana jest przenoszeniem kapitału ze spółek typu „growth” do spółek typu „value”. Fundamentalne zasady inwestowania zgodnie z cyklem koniunktury gospodarczej sugerują lokowanie kapitału w spółki „growth” w okresie ożywienia, czyli pierwszej fazy cyklu. Tak zresztą argumentowano falę wzrostów NASDAQ (^NDQ, 12377.18 +0.23%, News) – przy znacznie słabszej postawie szerokiego rynku – w lecie, zwłaszcza w sierpniu. Natomiast kapitał warto przenosić do spółek „value” w dojrzałej fazie cyklu, tzn. przed szczytem koniunktury i w okresie początku recesji.
Nieco ironicznie można postawić kwestię: jak długo ten obecny cykl będzie trwał? Skoro recesję i depresję amerykańskiej gospodarki mieliśmy w II kwartale, fazę ożywienia w III kwartale, falę rozkwitu i zbliżania się do szczytu w IV kwartale. To szczyt i następnie kolejna recesja będzie w…
(Alfred Adamiec – Private Wealth Consulting)