Symptomatyczna dla wyników amerykańskiej gospodarki w pierwszych trzech miesiącach 2019 r. okazuje się dynamika produkcji przemysłowej. Wprawdzie przemysł odpowiada za niespełna 20% PKB, ale pełni rolę doskonałego papierka lakmusowego dla tendencji w całej gospodarce. W pierwszym kwartale bieżącego roku produkcja przemysłowa skurczyła się w ujęciu r/r o 0,3%. Był to pierwszy spadek tego wskaźnika od trzeciego kwartału 2017 r. Zupełnie nie przełożyło się to na całkowity wynik PKB USA, pomimo historycznej średniej korelacji między tempem wzrostu PKB a tempem wzrostu produkcji przemysłowej w granicach +0,7.
Mijający tydzień przyniósł kolejny wyskok indeksów amerykańskich akcji w pobliże historycznych szczytów. Wzrosty cen akcji w USA w ostatnich miesiącach to w dużej mierze odreagowanie po wcześniejszej przecenie. W bieżących wycenach uwzględniono już wszelkie pozytywy, jak : prawdopodobny lekkie wyhamowanie tempa spadku globalnego rozwoju gospodarczego, przytłumienie sporów handlowych między Chinami i USA, ponowny zwrot banków centralnych w kierunku luźniejszej polityki monetarnej, chińską stymulację ekonomiczną. Jednak ignoruje się przy tym wiele rodzajów widocznego dziś, jak i ewentualnego ryzyka: bańka cenowa na rynku nieruchomości i obligacji, dynamiczny wzrost długu USA (publicznego i korporacyjnego), jeszcze większy problem z chińskim długiem korporacyjnym, spadek wiarygodności i pola manewru banków centralnych. Z tego powodu, przy uwzględnieniu pełni parametrów makroekonomicznych i potencjału na kolejne kwartały, można nazwać ruch w górę amerykańskich indeksów w 2019 r. „jazdą na gapę”. Z dużym prawdopodobieństwem rychłego zakończenia tego procederu.
Inny problem może wykreować rynek pieniężny. Po zmianie – o niemal 180 stopni – nastawienia FED do polityki monetarnej inwestorzy odetchnęli z ulgą, że nie grozi już zacieśnianie polityki monetarnej. Tymczasem realny rynek międzybankowy overnight właśnie dźwignął tę stopę tak wysoko, że efektywna stopa FED wynosi obecnie 2,44%. A oznacza, że jest zaledwie o 6 punktów bazowych poniżej górnej granicy przedziału wyznaczonego przez Rezerwę Federalną (2,25% – 2,5%). Możliwe, że ma to związek z zapotrzebowaniem na gotówkę w okolicach 15 kwietnia, kiedy przypada termin płatności federalnych podatków dochodowych. Ale niewykluczone, że odzwierciedla to jednak dłuższą tendencję wzrostu kosztu „krótkiego pieniądza” w USA. W takiej sytuacji zapewne wkrótce wróciłyby dyskusje nad odwróceniem krzywej dochodowości obligacji skarbowych. Jak również debaty na temat prawdopodobieństwo recesji.
Z pewnością zamieszanie na rynku ropy naftowej wywołane sankcjami skierowanymi przeciwko Iranowi nie wpływają na obniżenie inflacji w USA. Ani nie obniżają kosztu pieniądza. Wręcz przeciwnie. Trudno również wyobrazić sobie, aby naciski Trumpa na FED w kwestii kolejnej rundy luzowania ilościowego mogły odnieść pożądany przez niego skutek. Tym bardziej, że ma nawet w gronie Republikanów znaczącą opozycję z Mittem Romney’em na czele.
Na stymulację fiskalną USA już nie może sobie pozwolić. Na monetarną zdecydowanie za wcześnie. Gospodarka powoli, chociaż z lekkim falowaniem, ale zwalnia. Da się jeszcze „pojechać na gapę” na rynku akcji na Wall Street?
Alfred Adamiec