„Mr Tariff-man”

Wydatki gospodarstw domowych w USA są bardzo solidne.

W zeszłym miesiącu dynamika za marzec na poziomie 0,9% a potem skorygowana jeszcze w górę do 1,1% m/m była najmocniejsza od prawie dekady. Dzisiejsze dane w wielkości 0,3% m/m za kwiecień także trzeba uznać za mocne tym bardziej, że oczekiwania były po silnym marcu niższe – 0,2%. PCE deflator, preferowana przez FED miara inflacji delikatnie wzrósł za kwiecień r/r do poziomu 1,6% (odczyt był zaokrąglony lekko w górę). Dla rynków były to dobre dane tym bardziej, że inflacja z jednej strony nie spada gwałtownie (brak ryzyka deflacji) a z drugiej nie rośnie, co powoduje że FED będzie raczej nakierowany gołębio w najbliższym czasie. Dane jednak nie pomogły giełdom, wyjątek stanowił nasz parkiet odrabiający straty z poprzednich dni do innych rynków. Uaktywnił się „Mr Tariff-man” jak się potocznie Wall Street mówi o Prezydencie Trumpie. Obrał on sobie tym razem za cel Meksyk i postanowił od 10 czerwca dołożyć im cła na poziomie 5%. Mogą one wzrosnąć do 25%, jeśli w określonym czasie fala nielegalnej imigracji z tego kraju się nie obniży. Bardzo źle to odebrały dzisiaj rynki europejskie, które jak wiemy cały czas dyskutują z USA o wzajemnych relacjach handlowych z naciskiem na przemysł samochodowy. Kanclerz Angela Markel we wczorajszym wystąpieniu na Uniwersytecie Harvarda skrytykowała administracje Trumpa za te agresywne praktyki ze swoimi partnerami handlowymi. Póki co takie słowa krytyki spływają po Prezydencie Trumpie jak po kaczce – i mówi się, że określenie „tariff-man” bardzo mu się podoba. To wskazuje na jedno – czeka nas duża zmienność w najbliższych miesiącach.