Amerykańskie giełdy wkraczają w ostatni tydzień października z zaskakująco niską zmiennością cen z kilku poprzednich sesji. Wiele wskazuje, że to tylko przysłowiowa cisza przed burzą, czyli przygotowanie do większych długoterminowych tendencji aktywów finansowych. Na razie uwaga inwestorów kieruje się w stronę akcji i amerykańskiego dolara, ale być może najszybciej rozstrzygnięcia zapadną na rynku długu.
Ostatnio nastąpiło podejście rentowności dziesięcioletnich obligacji skarbowych w okolice 0,9%, tj. do linii szyi półrocznej odwróconej formacji głowy i ramion. Klasyczna interpretacja ewentualnego zdecydowanego przebicia wysokości 1% otwiera – z punktu widzenia analizy technicznej – drogę do zakresu 1,5% – 2%. A oznaczałoby to spore zmiany nie tylko na rynku obligacji, ale i możliwe poważne reperkusje dla kursu USD, cen surowców oraz kalkulacji atrakcyjności akcji.
Wytłumaczenia październikowej zwyżki rentowności obligacji można się doszukiwać w rozpowszechnionym poglądzie, że stymulacja fiskalna jest przesądzona. Mniejsza o to, czy ograniczy się do 1,6, czy 1,8, czy też obejmie 2,2 bln USD. Jeśli nie przed listopadowymi wyborami, to zapewne szybko po nich. To terminy mało prawdopodobne, ale tym na razie analitykom „nie wypada” się tym za bardzo przejmować. Kiedyś w końcu ustawa stymulacyjna zostanie uchwalona, ponieważ chcą tego i Republikanie, i Demokraci. Ważne, że pieniądz trafi bezpośrednio do gospodarki realnej, a w ten sposób najszybciej przełoży się na przychody i zyski wielu firm. Tych oczywiście, które nie zbankrutują zanim pieniądze od Wuja Sama zasilą rachunki bankowe przedsiębiorstw. Bezpośrednio lub jako zapłata za towary i usługi.
Co ciekawe, zwyżkę rentowności długoterminowych obligacji skarbowych z radością witają zwolennicy tezy o kolejnej fali hossy nadciągającej na Wall Street. Za koronny argument mają oni tradycyjną ujemną korelację cen długoterminowych obligacji skarbowych i akcji. Czym dłuższy termin zapadalności „skarbówek”, tym mocniej negatywna korelacja między tymi aktywami. Jakby zapomnieli, że ostatnie kilka lat wyraźnie wskazało, że ten wzorzec zbieżności trendów już rzadko działa. A jeśli już, to w krótszych interwałach czasowych.
Niskie rentowności obligacji stanowiły bodziec do przenoszenia kapitału z rynku długu na rynek akcji ze względu na obniżanie się wymaganej oczekiwanej stopy zwrotu z udziałów w przedsiębiorstwach. A teraz, gdy rentowność obligacji rośnie, już ta zależność nie działa? Czy przypadkiem coraz wyższe rentowności obligacji skarbowych nie będą odciągały części kapitału z rynku akcji? Pomijając kłopot dla firm polegający na wyższych kosztach finansowania wynikających z prawdopodobnego wzrostu wymaganej rentowności z obligacji korporacyjnych. Nie wspominając o wyższych kosztach kredytów, których oprocentowanie jest uzależnione od rentowności obligacji skarbowych, np. kredytów hipotecznych.
Na razie, rynek intepretuje wszelkie wieści na korzyść optymistów na Wall Street. Jednak wystarcza to obecnie jedynie do utrzymywania krótkoterminowej, bardzo chwiejnej równowagi. Mocno wątpliwe, aby ten stan trwał się jeszcze choćby przez 2 tygodnie.
(Alfred Adamiec – Private Wealth Consulting)