Wzrost zmienności na amerykańskim rynku akcji został przyjęty dosyć pozytywnie przez aktywnych inwestorów o niezbyt dużych portfelach, a wręcz euforycznie przez spekulantów. Sesje, gdy indeksy szerokiego rynku wahają się kilkakrotnie mocniej niż wynosi roczna rentowność długoterminowych obligacji skarbowych, to prawdziwe żniwa zysków dla tych grup uczestników rynku. W zupełnie innych nastrojach można odnaleźć obecnie zarządzających dużymi portfelami firm finansowych. Przy wielkiej niepewności co do kształtu gospodarki za kwartał, pół roku, czy rok mają oni obecnie poważne problemy z określeniem swojej strategii inwestycyjnej. W takiej sytuacji dominuje bardzo ostrożne podejście, co zresztą jest zgodne ze starą zasadą rynkową: jeśli nie wiesz co robić, to ogranicz ryzyko i nie rób nic. Nic dziwnego, że wśród zawodowców w USA dominuje obecnie pesymizm i wypierają oni ze swojej świadomości tezę, że bessa się skończyła, a na kolejną trzeba będzie poczekać najprawdopodobniej co najmniej kilka kwartałów. Na marginesie, jak będzie wyglądać koniunktura na Wall Street, gdy ten efekt psychicznego wypierania hossy przestanie działać?
Jednak są pewne rodzaje inwestycji, co do których ten pesymizm menedżerów funduszy ma mocne uzasadnienie. Chodzi o strategie dywidendowe. Wszystko wskazuje na to, iż bieżący rok będzie bardzo trudny dla tego typu funduszy. Według analityków Schroders można spodziewać się globalnie spadku poziomu dywidend za 2020 r. o 25 % do 50% w porównaniu do ubiegłego roku. To bardzo nieprzyjemna niespodzianka po wielu latach spokojnego sukcesywnego wzrostu zysków wypłacanych akcjonariuszom. Wspomniana analiza podkreśla jeszcze znacznie dłuższy czas trwania okresów spadku wypłacanych dywidend w porównaniu z trwaniem rynku niedźwiedzia na Wall Street. Niekorzystne tendencje dywidendowe zdarzały się znacznie rzadziej w historii, ale trwały wyraźnie dłużej niż bessy na rynku akcji.
Co gorsza, nawet prognozowany lekki wzrost amerykańskich dywidend w 2021 r. zapewne nie skompensuje wcześniejszego ich obniżenia. Długoterminowe kontrakty terminowe na wysokość dywidend w USA wskazywałyby, że do poziomu z 2019 r. dywidendy wróciłyby dopiero za 6-7 lat. Takie prognozy mocno podcinają skrzydła optymizmowi wśród inwestorów kładących nacisk na stabilną poprawę sytuacji finansowej spółek i odpowiednio wysoki wskaźnik dywidendy. A tym między innymi charakteryzują się spółki typu „value”. Czyli te, które i tak są nisko wyceniane w stosunku do segmentu „growth”. Trudno więc dziwić się tak wysokiemu wskaźnikowi pesymizmu wśród amerykańskich zarządzających portfelami inwestycyjnymi.
Czy to oznacza, że tegoroczne dramatyczne zmiany na Wall Street i na Main Street pozbawiają sensu poszukiwania w gronie spółek dywidendowych sensownych relacji stóp zwrotu do ryzyka? Raczej nie, ale selekcja spółek do portfela będzie teraz znacznie trudniejsze niż w poprzednich kilku latach. Na razie swoje „pięć minut” mają spekulanci i spółki o wysokim wskaźniku beta. Ale też nie wszystkie! Najbliższa korekta nowej hossy powinna zweryfikować co w ostatnich tygodniach było odważną strategią, a co niepotrzebną brawurą.
Rynek znowu stał się mniej przewidywalny, wymagający i nagradzający płynność portfeli inwestycyjnych. Wróciły na giełdy czasy premiujące wiedzę, doświadczenie i umiejętność podejmowania trudnych decyzji. Czasy profesjonalistów.