Podstawowe dane makroekonomiczne za oceanem wskazują na zadziwiająco szybki proces otrząsania się gospodarstw domowych z pandemicznego i izolacyjnego szoku. Dynamiczny spadek poziomu bezrobocia, szybszy od oczekiwań wzrost sprzedaży (obydwa wskaźniki w ujęciu miesiąc do miesiąca), a zwłaszcza wielkość popytu, obrotu i nawet cen na rynku nieruchomości sugerowałyby wysoki poziom ekonomicznego poczucia bezpieczeństwa dużej grupy Amerykanów. Mocno kontrastuje to z obrazem długich kolejek do punktów wydawania bezpłatnej żywności. Oczywisty wniosek – koronawirus wzmocnił proces różnicowania majątkowego w USA. To szybko nabrzmiewający problem, który może zaważyć na politycznych wyborach tego społeczeństwa. A swoją wolę w tym względzie będzie ono mogło wyrazić już za kilkanaście tygodni. Na razie ekonomiści skupiają się głównie na zbiorczych danych, bez wnikania w ich mocno niejednorodną strukturę.
Istnieje dosyć liczna grupa tzw. wskaźników wysokiej częstotliwości, która wspomaga analizę i ułatwia dokładniejsze określenie aktywności społeczeństwa, w tym aktywności ekonomicznej. Należą do nich między innymi: intensywność ruchu pieszego i kołowego, ilość i wielkość transakcji przy użyciu kart płatniczych, wielkość ruchu w sieci internetowej (zwłaszcza na platformach zajmujących się ofertami pracy), ilość rezerwacji w restauracjach. Obecny poziom aktywności Amerykanów, mierzony właśnie takimi wskaźnikami wysokiej częstotliwości sytuuje się średnio w okolicach 50% aktywności sprzed roku. Zdecydowanie najbliżej do stanu ubiegłorocznego znajduje się wielkość ruchu w sklepach detalicznych, ponieważ wynosi już około 2/3 wartości z 2019 r.
Z drugiej jednak strony sporo brakuje Amerykanom do aktywności społecznej sprzed pandemii. I bardzo możliwe, że dalszy wzrost tej aktywności okaże się znacznie wolniejszy niż by się wydawało po majowych i czerwcowych danych dotyczących sprzedaży, czy miejsc pracy. W ciągu ostatnich 3 miesięcy wielkość depozytów bankowych amerykańskich gospodarstw domowych zwiększyła się aż o 14%. I to mimo praktycznie zerowego oprocentowania. Aktywa funduszy pieniężnych zwiększyły się aż o 30% w bieżącym roku. Amerykanie nie tylko więc zwiększają wydatki konsumpcyjne, ale również odkładają środki na „czarną godzinę”. Nie ma pewności, który proces będzie dominował w kolejnych miesiącach.
W takich okolicznościach nie dziwi więc precedensowy apel szefa FED Jerome’a Powella do Kongresu o zwiększenie stymulacji fiskalnej – ze względu na dużą niepewność co do stabilności procesu odradzania się amerykańskiej gospodarki. Bardzo dużo jej jeszcze brakuje do poziomu sprzed roku, natomiast indeksom giełdowym już nie. Co więcej, niektóre, jak Nasdaq Composite (^NDQ, 10433.65 +2.21%, News), czy S&P500 (^SPX, 3179.72 +1.59%, News) sytuują się zdecydowanie wyżej niż w czerwcu ubiegłego roku. Przewodniczący FED ma istotne powody do obaw, ponieważ nawet tylko trochę wolniejsze – od obecnych oczekiwań – tempo powrotu do wysokiej aktywności ekonomicznej USA może spowodować falę rozczarowania na rynkach finansowych. I znowu FED musiałby stanowić ostatni szaniec obrony przed długotrwałym kryzysem.