Koronawirus

To słowo odmieniane jest dzisiaj przez wszystkie przypadki we wszystkich serwisach. Wprawdzie ten gatunek wirusa nie jest czymś nowym, ale w czasach kiedy głównym źródłem naszej wiedzy jest internet i to często z niepotwierdzonych źródeł, wywołanie paniki nie jest trudne. W tym miejscu warto zaznaczyć, że koronawirusy odpowiedzialne są przede wszystkim za niegroźne zakażenia, przypada na nie 10–20 proc. wszystkich przeziębień. Ich nazwa wywodzi się z łac. corona, oznaczającego koronę, ponieważ podobny kształt mają otoczki wirusów oglądane pod mikroskopem elektronowym. W przypadku jednak koronawirus (2019-nCoV) wykrytego w Chinach ocenia się, że co czwarty przypadek zakażenia jest poważny. Największym problemem jest skala i szybkość jego rozprzestrzeniania się gdyż okazuje się, że do kolejnej infekcji może dojść zanim jeszcze pojawią się pierwsze objawy, a te mogą wystąpić zarówno po jednym dniu, jak też dopiero po dwóch tygodniach od zakażenia. Pomimo, że wielu ekspertów twierdzi, że na razie nie ma powodów do obaw, że grozi nam pandemia, sama choroba budzi niepokój gdyż za mało znanych jest informacji odnośnie samego wirusa.

 

To wszystko pada na bardzo podatny grunt, jakimi są rozgrzane rynki po ostatnich silnych wzrostach. Jak zwykle inwestorzy potrzebują pretekstu aby rozpocząć masową sprzedaż akcji, które dały pokaźne zyski. Dodając do tego fakt, że dzisiaj rozpoczął się w Chinach Nowy Rok Księżycowy, pięć wolnych dni i zmasowane podróże chińskich obywateli otrzymaliśmy mieszankę wybuchową. Jak zwykle w takiej sytuacji ciężko cokolwiek prognozować gdyż poziom paniki jest trudny do oszacowania. Warto również dodać, że sami wirus pojawił się ponad miesiąc temu, a dopiero dzisiaj wywołał paniczną reakcję. Niemniej jednak kiedy opadnie pierwszy kurz, może się okazać, że kolejna przecena okazała się świetnym momentem do dokonywania bardziej agresywnych zakupów.

 

Piotr Banasiewicz, Private Wealth Consulting.