Opublikowane dzisiaj wskaźniki ufności konsumenckiej jednoznacznie wskazują na pogorszenie oceny zarówno bieżącej, jak i przyszłej sytuacji finansowej polskich gospodarstw domowych. Wskaźnik opisujący obecne tendencje konsumpcji indywidualnej pokazuje spadek z 3,7 do 1,3. Indeks wyprzedzający również odnotował redukcję z -0,6 do -2,2. Przedstawione wyniki badań są niepokojące, ponieważ konsumpcja prywatna jest motorem napędowym polskiej gospodarki. Stanowi ona ponad połowę krajowego PKB.
Z kolei wczoraj poznaliśmy opinie i nastroje panujące u naszych zachodnich sąsiadów. Opublikowany wynik badania wskazuje, że w lutym doszło do wyraźnego pogorszenia nastrojów niemieckich finansistów. Wskaźnik ZEW odnotował spadek znacznie głębszy od oczekiwań rynku. Osiągnął wartość 8,7 pkt. Względem stycznia jest to redukcja aż o 18 punktów, a rynkowy konsensus zakładał, że indeks ZEW obniży się tylko z 26,7 pkt. do 21,5 pkt.
Gospodarka Niemiec od dwóch lat zmaga się z pogorszeniem koniunktury. Najbardziej odczuł to sektor motoryzacyjny, który jest główną siłą napędową niemieckiej gospodarki. Problemy producentów samochodów spowodowane zaostrzeniem normy spalin i spadkiem popytu w Chinach przełożyły się na głęboką recesję w całym sektorze przemysłowym. W ostatnich miesiącach osłabienie gospodarcze było wywołane napięciami handlowymi, tym razem ograniczenia w wymianie handlowej są skutkiem epidemii Covid-19, która zamknęła fabryki w Chinach i zakłóciła dostawy do światowej gospodarki. Ten kraj azjatycki to ogromny rynek dla niemieckich firm. Poza Unią Europejską Państwo Środka stanowi drugi co do wielkości rynek wymiany handlowej dla naszych zachodnich sąsiadów. Roczna sprzedaż osiąga blisko 100 miliardów euro.
Gwałtowne spowolnienie wydatków krajowych, znaczny spadek inwestycji w sprzęt i hamowanie handlu uniemożliwiły wzrost największej europejskiej gospodarce w ubiegłym roku. Według Bundesbanku niemieccy eksporterzy odnotują straty w wyniku wybuchu koronawirusa w Chinach, który grozi zakłóceniem globalnych łańcuchów dostaw. W miesięcznym raporcie opublikowanym w poniedziałek bank centralny przedstawił mało optymistyczny obraz sytuacji w kraju. Nic nie wskazuje na to, aby tempo wzrostu mogło przyśpieszyć w pierwszym kwartale. Już teraz największe europejskie firmy analizują, w jaki sposób epidemia uderza w ich działalność. Część przedsiębiorstw obniża swoje prognozy wzrostu zysku, w niektórych przypadkach nawet o połowę. A pod koniec tygodnia przywódcy finansowi z całego świata spotkają się w Arabii Saudyjskiej, aby omówić globalną gospodarkę znajdującą się pod coraz większym obciążeniem koronawirusa.
Nie zważając na stan gospodarki, indeks DAX ustanawia nowe rekordy wszech czasów. Tym samym skupiający 30 największych niemieckich spółek wskaźnik kontynuuje dobre zachowanie z 2019 r., który zakończył 25,5-procentową, największą od 2013 r., zwyżką. Pomimo słabych danych z gospodarki główne indeksy giełdowe wydają się żyć własnym życiem, biją kolejne rekordy, co nie ma odzwierciedlenia w realnej gospodarce. Dysproporcje pomiędzy wynikami głównego niemieckiego indeksu DAX i sytuacją gospodarczą kraju od dłuższego czasu dziwią analityków. Giełda jest na historycznych maksimach, a wskaźniki koniunktury, wzrostu gospodarczego, produkcji przemysłowej, czy sprzedaży detalicznej błądzą w okolicach wskazujących na recesję. Który wskaźnik mówi prawdę, indeks giełdowy czy wskaźniki ekonomiczne?
Sylwia Woszczyna
Niezależny Dom Maklerski/Private Wealth Consulting