Z pewnością ten tydzień na amerykańskich rynkach finansowych przebiegał pod znakiem precedensów w handlu ropą naftową i instrumentami finansowymi powiązanymi z tym surowcem. Szokującą nowość stanowiła ujemna cena wygasających kontraktów terminowych, spowodowana koniecznością fizycznego odbioru towaru przez posiadaczy długich pozycji oraz coraz mniejsze możliwości składowania ropy. Jednak jeszcze kilka innych zdarzeń przykuło uwagę.
Gwałtowny spadek cen ropy naftowej (WTI: CL.F, 10.25 -19.80%, News, Brent: CB.F, 22.30 -3.34%, News) przyciągnął na rynek finansowy niemały kapitał detaliczny. Bardzo rzadko zdarza się, aby spadki jakiegoś waloru powodowały tak wielki skok zainteresowania mało doświadczonych i słabo wyedukowanych inwestorów/spekulantów. Tymczasem ich run
na ETF-y oparte o cenę ropy naftowej okazał się tak przytłaczający, iż w pewnym momencie największy z nich – United States Oil Fund – co do aktywów pod zarządzaniem (około 3,5 mld USD) zawiesił generowanie nowych jednostek ETF. Czyli zachował się jak fundusz zamknięty. Po prostu nie był w stanie efektywnie zarządzać kapitałem przy tak gwałtownym jego napływie. Trwało to dosyć krótko, jednak rysa na wizerunku z pewnością pozostanie. Tym bardziej, że w kluczowej fazie przeceny na rynku ropy jego menedżerowie United States Oil Fund zmienili strukturę aktywów, zwiększając udział kontraktów na ropę z dłuższymi terminami wygasania. Uzasadnia się ten ruch potrzebą zmniejszenia przeceny tych jednostek ETF. Dla świadomego doświadczonego inwestora zmiana zasad gry w jej trakcie jest jedną z najgorszych niespodzianek na rynku finansowym.
Pierwszy reakcja dużej części konsumentów ropy naftowej na tak drastyczne spadki jej ceny wydaje się oczywista – zadowolenie z powodu niższych rachunków za produkty ropopochodne. A w perspektywie nadzieja na generalnie niższe ceny związane z mniejszymi kosztami transportu, ogrzewania/chłodzenia itp. Jednak nieco głębsza analiza wskazuje, że bardzo niskie ceny tego surowca wcale nie muszą przynieść tylu korzyści. Natomiast w dłuższym okresie mogą nawet szkodzić rozwojowi gospodarki, społeczeństwa i ochronie środowiska.
Krótkotrwałe negatywne efekty związane są głównie z tempem przeceny na rynku tego surowca. Wynika to z faktu, że mało kto zdążył się do takiego krachu przygotować i zniwelować straty. Z rynku opartego na cenach ropy naftowej wartego niemal trzy razy więcej niż łączny rynek metalami przemysłowymi „wyparowało” kilkaset miliardów USD. Spowodowało to braki płynności finansowej u różnych podmiotów z eskpozycją na ryzyko cen ropy. Rykoszetem przeniosło się to na inne rynki surowców przemysłowych, gdzie sprzedawano instrumenty finansowe, aby pokryć debet w depozycie na rynku „czarnego złota”.
Długoterminowe skutki zbyt niskich cen ropy naftowej są znacznie groźniejsze. Słabość sektora naftowego w USA przy bardzo elastycznym prawie pracy oznacza upadłości firm, utratę tysięcy (raczej setek tysięcy, niż dziesiątek) miejsc pracy. Ale i problemy wierzycieli finansujących ten biznes. A warto pamiętać, że papiery dłużne wyemitowane przez amerykańskie firmy wydobywcze to jeden z głównych komponentów portfeli funduszy dłużnych wysokodochodowych (high yield). Kłopot mają również te firmy, które z różnych względów dysponują pokaźnymi zapasami ropy naftowej i produktów ropopochodnych. Jeśli sytuacja się utrzyma dłużej, będą musiały dokonać odpisów księgowych związanych z utratą wartości majątku obrotowego. A to oznacza obniżenie zysku lub wręcz stratę finansową.
Ale chyba najgroźniejszy wydaje się długoterminowy wpływ na środowisko naturalne. Niemal wszelkie alternatywne sposoby pozyskiwania energii będą obecnie okazywały się horrendalnie drogie w porównaniu z technologiami opartymi na ropie naftowej. Niska cena tego surowca zniechęcała będzie do prac nad zmniejszeniem zużycia produktów ropopochodnych. Wiele lat badań, doświadczeń i mnóstwo kapitału poświęconego dla przykładu przez Airbus czy Boeing na opracowanie jak najmniej paliwożernych konstrukcji samolotów może okazać się mało potrzebnym wysiłkiem przy tak niskich cenach paliwa lotniczego. A potaniało ono bardziej od innych rodzajów paliw.
Dramatycznie niskie ceny ropy naftowej mogą załamać system polityczny w wielu biedniejszych krajach świata uzależnionych od wydobycia i sprzedaży ropy naftowej i zrodzić mnóstwo konfliktów, w tym międzynarodowych. Dla stabilności obecnego ładu politycznego i militarnego może okazać się niezbędna aktywna reakcja krajów rozwiniętych. Ciekawe, czy i wtedy USA pójdą w kierunku izolacjonizmu i wyjścia z wieloletniej roli „światowego żandarma”? Na to tylko czekają Chiny, aby rozszerzyć swoje polityczne i gospodarcze wpływy. I to nie tylko w krajach Trzeciego Świata.
Niskie ceny ropy i jej pochodnych dają również Amerykanom szansę. Czy będzie lepszy moment na podwyżkę akcyzy i innych podatków od benzyny i oleju napędowego? Przecież w którymś momencie trzeba będzie spłacić długi publiczne powstające obecnie w wyniku gigantycznej stymulacji fiskalnej. Teraz, przy tak niskich cenach paliw, podwyżka akcyzy o kilkanaście centów za galon byłaby wręcz niezauważalna w kieszeni przeciętnego Amerykanina, bo i tak płaci znacznie mniej niż jeszcze kilka tygodni temu. Jeden litr benzyny kosztuje niespełna 50 centów, a akcyza federalna oraz suma podatków stanowych obciążają cenę tego litra paliwa o średnio mniej niż 15 centów. Dla nas w Polsce są to koszty niewyobrażalnie niskie. Dla przypomnienia, u nas akcyza obciążająca 1 litr benzyny wynosi około 1,5 złotego. A w obecnym kryzysie pomoc państwa skierowana do przedsiębiorców jakby znacznie skromniejsza niż za oceanem.
Alfred Adamiec