Wiadomość o pozytywnym wyniku testu Donalda Trumpa na obecność koronawirusa oraz o szpitalnym leczeniu prezydenta USA nieco przyćmiła inne ciekawe wydarzenia z ostatniego tygodnia w amerykańskiej gospodarce i rynkach finansowych. Ale z drugiej strony implikacje zarażenia się COVID-19 nie tylko przez prezydenta, ale również osoby z jego otoczenia oraz kilku republikańskich senatorów mogą być bardzo poważne w obecnej sytuacji.
Koniec kwartału bywa dosyć burzliwy na rynkach. Można było się więc spodziewać jakichś zawirowań. Zwłaszcza w takim roku jak bieżący. W USA 30 września kończy się rok obrotowy dla rządu federalnego. A to na funduszach federalnych głównie zawisły nadzieje na kolejną falę stymulacji fiskalnej. Co zresztą nie jest żadną nowiną, ponieważ to reforma podatkowa z 2018 r. przyczyniła w największym stopniu do wydłużenia hossy na rynku akcji o kilka kolejnych kwartałów. Reforma będąca niczym innym niż stymulacją fiskalną, z wszystkimi tego konsekwencjami. W tym również poważnym zwiększeniem długu publicznego.
Jednak nic nadzwyczajnego na rynkach światowych, również na parkietach amerykańskich, nie zdarzyło się. Dotychczasowe kilkutygodniowe tendencje zostały utrzymane. Na poparcie ich fundamentalnej zasadności otrzymaliśmy cały pakiet wskazań PMI/ISM potwierdzający utrzymywanie się ożywienia gospodarczego z II kwartału, ale z wyraźnie malejącym impetem. Piątkowe dane z amerykańskiego rynku pracy, co ważne – ostatnie opublikowane przed listopadowymi wyborami, przyniosły spadek stopy bezrobocia do 7,9%. Ale jednocześnie utworzono jedynie 661 tys. nowych miejsc pracy (wzrost zatrudnienia), gdy oczekiwano 800 tys. Tendencja spadkowa tempa zatrudnienia trwa już od lipca. A przy nadal poważnym zagrożeniu drugą falą pandemii trudno oczekiwać, że w ostatnim kwartale roku sytuacja w tej dziedzinie poprawi się. W efekcie należy przyjąć, iż na koniec 2020 r. zatrudnienie w USA będzie miało około 142 mln osób. Czyli mniej więcej tyle, ile na początku prezydentury Donalda Trumpa. W lutym bieżącego roku, szczytowym co do poziomu zatrudnienia, ta liczba sięgała 152,5 mln osób.
Odnoszenie najróżniejszych wskaźników do początku kadencji obecnego prezydenta ma o tyle sens, że najbliższe tygodnie z wysokim prawdopodobieństwem będą głównie naznaczone wpływem zbliżających się wyborów. Choroba Trumpa, po słabym występie w pierwszej debacie prezydenckiej, bardzo utrudnia ofensywę w jego kampanii. Już po tej debacie średnia przewaga kandydata Demokratów w sondażach wynosiła ponad 10%. A weekendowe sondaże, oceniające Donalda Trumpa w kontekście jego zakażenia, są jeszcze bardziej niekorzystne dla prezydenta. Zdecydowana większość pytanych Amerykanów uznała, że znacząco przyczynił się on do swojego zakażenia, lekceważąc pandemię i środki ostrożności. Jego sytuacja staje się jeszcze trudniejsza, zważywszy na fakt zakażenia co najmniej 3 senatorów republikańskich (tyle na razie potwierdzonych przypadków, ale podejrzeń o zakażenie jest więcej) biorących udział w spotkaniach z udziałem Trumpa i jego sztabu wyborczego. A to stawia pod wielkim znakiem zapytania możliwość zatwierdzenia przez Senat jeszcze przed wyborami pani Amy Coney Barrett na stanowisko sędziego. Na szybkim uzupełnieniu składu Sądu Najwyższego obecnemu prezydentowi bardzo zależy, a Demokraci mocno się opierają.
Temperatura sporu politycznego w USA, z wirusem w tle, mocno rośnie. Nadchodzący sezon publikacji wyników kwartalnych spółek giełdowych, już oczekiwany jako pełen pozytywnych niespodzianek, może tylko dorzucić dodatkowe czynniki zmienności cen aktywów finansowych. Nadchodzi najwyraźniej bardzo pracowity, ale być może i owocny, czas działania na amerykańskim rynku kapitałowym.
(Alfred Adamiec – Private Wealth Consulting)