Amerykański rynek akcji wszedł w fazę hurraoptymizmu. Fundamentalnych przesłanek trudno tu się doszukać. Przynajmniej tych rzeczywistych, a nie opartych na oczekiwaniach i nadziejach. Ożywienie gospodarcze traci impet i niemal wszyscy przyznają, że potrzebne jest dodatkowe wsparcie. Najmocniejszym argumentem podbudowującym tak dobre nastrojów inwestorów są więc… dobre nastroje na rynku. Klasyczne sprzężenie zwrotne. Taki układ może zostać wybity z tego swoistego zapętlenia w bardzo prosty sposób – jednym mocniejszym impulsem zewnętrznym. Ale jak się okazuje takim impulsem nie stało się ani zakażenie prezydenta koronawirusem, ani fatalna dla Donalda Trumpa debata telewizyjna z Joe Bidenem, ani coraz gorsze sondaże dla prorynkowych (a przynajmniej uznawanych za takich) Republikanów, ani szybko malejące szanse na uchwalenie kolejnej stymulacji fiskalnej w Kongresie jeszcze przed wyborami 3 listopada. Optymizm na rynku wydaje się jednak niezniszczalny. Jak zawsze – do czasu.
Kluczową przesłanką ze sfery realnej do utrzymania optymistycznego nastawienia inwestorów jest przekonanie, że kolejny pakiet stymulacyjny z pewnością zostanie dosyć szybko uchwalony i podpisany przez prezydenta. Jego wielkość to 1,6 bln USD (propozycje Republikanów) do 2,2 bln USD (propozycje Demokratów). Jeszcze istotniejsze różnice widać między propozycjami w ukierunkowaniu tych pieniędzy. Mimo tego przyjmuje się, że skoro obydwie strony politycznego sporu uważają, że takie wsparcie gospodarki jest konieczne. Wcześniej, czy później, ale pewnie w ciągu kilku tygodni, ustawa przejdzie całą ścieżkę legislacyjną. Nie ma więc problemu. Czy aby na pewno?
Jakoś mało kto przejmuje się tym, że na 3 tygodnie przed wyborami i prezydenckimi, i do Kongresu znaczące ustępstwo którejś z partii w sprawie ostatecznego kształtu ustawy oznaczałoby prawdopodobnie poważny spadek poparcia. Dlatego szanse na uchwalenie jej, a tym bardziej na realne wejście w życie jeszcze przed wyborami, można uznać za bardzo nikłe. A po wyborach, najbardziej prawdopodobny scenariusz – na podstawie sondaży – przewiduje zwycięstwo Bidena, jak również Demokratów w obydwu izbach Kongresu. Co z kolei niemal z pewnością będzie kontestowane przez Donalda Trumpa i jego otoczenie. I zapewne nie pomoże tu nawet ewentualne bardzo wyraźna przewaga Bidena i Demokratów w ogólnej liczbie oddanych głosów. W tzw. „wahających się stanach” (swinging states) prawdopodobnie ta przewaga będzie skromna. Tym bardziej podnoszone będą zarzuty fałszerstw wyborczych. I jak w takich warunkach uchwalić pakiet stymulacyjny? Kiedy to będzie możliwe?
A jeśli Demokraci jednak przejmą władzę i w Białym Domu, i na Kapitolu, to zgoła inaczej niż to sobie obecnie wyobrażają inwestorzy może wyglądać pakiet gospodarczy. Biden wyraźnie zapowiada już podwyżkę podatku korporacyjnego. Co prawda nie z powrotem do 35% (poziom sprzed reformy Trumpa) z obecnych 21%, ale do 28%. Alt to oznacza, że stopa podatkowa wzrośnie o 1/3. Zwiększyłyby się również podatki od zagranicznych źródeł dochodów, a także od wynagrodzeń ponad 400 tys. USD rocznie. Poważna część tych pieniędzy zasiliłaby zapewne kolejne pakiety stymulacyjne, co miałoby zwiększyć konsumpcję gospodarstw domowych i w ostatecznym efekcie wesprzeć gospodarkę. Jednak czy na pewno na tego typu stymulację, zasilaną wyższymi podatkami, liczą obecnie inwestorzy amerykańscy?
(Alfred Adamiec – Private Wealth Consulting)