Sytuacja finansowa amerykańskich gospodarstw domowych – jako całości, w momencie wchodzenia w obecną recesję wcale nie była zła. Wręcz przeciwnie. Wskaźnik kosztów obsługi długu (household debt service ratio), przedstawiający stosunek kosztów obsługi zadłużenia do rozporządzalnych dochodów gospodarstw domowych osiągnął na przełomie 2019 i 2020 r. najniższą wartość od 40 lat. To absolutne przeciwieństwo do roku 2008 r., gdy ten wskaźnik sytuował się na rekordowych poziomach; około 30% wyższych niż jeszcze kilka miesięcy temu. Generalnie konsumenci wykorzystali okres po poprzedniej recesji na obniżenie poziomu zadłużenia. Z niemal 100% PKB USA do wysokości poniżej 80% PKB. Sukcesywnie, chociaż z wahnięciami, zwiększali również poziom swoich oszczędności netto swoich gospodarstw domowych.
Niemal całkowicie w przeciwnym kierunku poszły amerykańskie przedsiębiorstwa. Skorzystały one z bardzo długiego okresu niskich stóp procentowych oraz przyzwoitej koniunktury gospodarczej i generalnie zwiększyły stopień lewarowania finansowego swojej działalności. Pozwoliło to rosnąć zyskom, ale zwiększyło ryzyko funkcjonowania. W bieżący rok amerykańskie firmy z sektorów niefinansowych wchodziły z długiem w wysokości ponad 75% PKB USA, czyli o kilka punktów procentowych wyżej niż w roku 2008. Generowana przez firmy gotówka była w ostatnich latach zdecydowanie chętniej wydawana na wypłaty dywidend, skup akcji własnych, przejęcia innych firm lub wydatki typu Capex niż na budowanie poduszki płynnościowej.
Marcowy krach szybko zweryfikował założenia co do poziomu ryzyka takiego postępowania menedżerów amerykańskich przedsiębiorstw. Braki płynności finansowej okazały się tak ogromne, że błyskawicznie wzrosły rentowności krótkoterminowych obligacji korporacyjnych. Również tych z ratingiem inwestycyjnym. Na to tylko czekali posiadacze wolnej gotówki, którzy założyli, że FED uruchomi gigantyczne programy, żeby uchronić przynajmniej te najbardziej wiarygodne firmy od bankructwa. I nie pomylili się. Już w marcu Rezerwa Federalna zapowiedziała program skupu obligacji korporacyjnych. Poczynając od tych z ratingiem inwestycyjnym, aż po wysokodochodowe z ratingiem spekulacyjnym. Ten ruch napędził dodatkowy kapitał na rynek (co od razu obniżyło rentowności), ale również zwiększył podaż.
Wiele amerykańskich firm przystąpiło w kwietniu i maju do emisji obligacji. Jednak w przeciwieństwie do marca już nie poszukują rozpaczliwie płynności, wypuszczając krótkoterminowe papiery. Raczej próbują sobie zapewnić długoterminowy kapitał obcy na niepewne czasy. Zapotrzebowanie na taki kapitał jest ogromne, ponieważ w tylko w poprzednim tygodniu wielkość emisji w samej grupie firm z ratingiem inwestycyjnym sięgnęła 100 mld USD. Teraz, inaczej niż w minionych kilku latach, zdobyty kapitał ma służyć aż w 80% spłacie dotychczasowych długów, a w pozostałej części głównie na budowę poduszki płynnościowej. Mało który emitent wspomina o jakichś większych inwestycjach. A o dywidendach i skupie akcji własnych można obecnie zapomnieć przynajmniej na kilka kwartałów.
Postępowanie emitentów obligacji korporacyjnych w USA jest logiczne. Jednak oznacza ono jeszcze większy ogólnie poziom lewarowania finansowego przedsiębiorstw. W bieżącym roku wiele firm odniesie w straty, czyli obniży wielkość kapitału własnego. Zapewne nie będzie chciała wypuszczać nowych akcji, bo ceny za niskie. Woli więc raczej finansować się nowym długiem. A to oznacza, że ryzyko niepowodzenia biznesowego w coraz większym stopniu spadnie na obligatariuszy. I częściowo na FED, który ma skupować takie obligacje, ale nie wiadomo jeszcze dokładnie w jakiej skali.
A, jak podkreślają specjaliści z agencji ratingowej Moody, czas zwiększonej niewypłacalności amerykańskich emitentów obligacji korporacyjnych dopiero się rozpoczyna. Już w kwietniu bieżącego roku ilość zgłoszeń upadłości emitentów lub niewypłacenia odsetek od obligacji sięgnęła poziomu najwyższego od 11 lat. Prognozują oni, że poziom niewypłacalności na koniec 2020 r. w grupie o ratingu spekulacyjnym sięgnie 11%. Zapowiada się więc groźnie, ale paradoksalnie to upadłości wielu nieefektywnych podmiotów gospodarczych stanowią szansę na obniżenie dźwigni finansowej w tych lepiej zarządzanych firmach. Pozwolą im bowiem szybciej i taniej zdobyć większe udziały w rynku, a przez to umożliwią wzrost zysków potrzebnych na spłatę obecnie zaciąganych zobowiązań.