Bezradne banki centralne

Wiele wskazuje na to, że szczęśliwy zbieg okoliczności powstrzymał w minionym tygodniu rynek amerykańskich akcji przed jeszcze gwałtowniejszą przeceną. Po pierwotnej, wręcz euforycznej reakcji Wall Street na cięcie stóp procentowych przez FED o 0,5 punktu procentowego szybko przyszło otrzeźwienie. Indeksy ruszyły zdecydowanie w dół i wtorkowa sesja, która miała być potwierdzeniem, że najgorsze w tym miesiącu na rynku akcji już za nami, przyniosła mnóstwo rozczarowania. W sukurs gasnącym nadziejom „byków” niespodziewanie przyszedł Joe Biden ze swym imponującym wynikiem w prawyborach u Demokratów. Odbierany przez Wall Street jako centrowy kandydat nie przystępował do „superwtorku” jako faworyt, a ku wielkiemu zaskoczeniu obserwatorów zaczyna przewodzić w stawce po nominację do listopadowych wyborów prezydenckich. Rynki przyjęły ten polityczny wynik z dużą ulgą i tym sposobem minorowe nastroje z giełdowego parkietu we wtorek przekształciły się w atak popytu w środę.

 

Zmienność pozostaje wysoka, co dla wielu inwestorów przyzwyczajonych od lat do pełzania indeksów i cen akcji może być szokujące. Spekulanci krótkoterminowi mają swoje żniwa, a długoterminowi inwestorzy cierpią na galopadę zmian i nadmiar wrażeń. W takich okolicznościach zawsze warto wrócić do fundamentów, zwłaszcza makroekonomicznych. A te nie napawają optymizmem. Wprawdzie nastroje amerykańskich konsumentów i sytuacja na rynku pracy pozostają wsparciem dla gospodarki tego kraju, ale wskaźniki wyprzedzające koniunktury nieubłaganie zmierzają do ponownego osłabienia.

 

Do tej pory w takich sytuacjach nieodmiennie liczono na banki centralne. A konkretnie na ich zdolność do podtrzymania dobrych nastrojów na giełdach i – nieco mniejszą – do wsparcia koniunktury w sferze realnej. Tymczasem obniżka stopy procentowej przez FED, po raz pierwszy od wielu lat od razu o 50 punktów bazowych, była strzałem stosunkowo silnym, ale panu Bogu w okno. Szkoda amunicji! Buńczuczne wypowiedzi członków FOMC o monitorowaniu, reagowaniu, itp. zostały potraktowane przez rynki jako łabędzi śpiew roli banków centralnych w kształtowaniu rzeczywistości na rynkach akcji. Jedyne, co naprawdę osiągnął amerykański odpowiednik banku centralnego, to drastyczny spadek rentowności obligacji skarbowych u najbardziej wiarygodnych światowych emitentów oraz dodatkowe fundamentalne wsparcie cen kruszców. Chodzi tu zwłaszcza o złoto, cechujące się mocno ujemną korelacją z realną stopą procentową w USA oraz srebro – jako bardziej spekulacyjny pobratymiec złota. A przecież nie o takie efekty chyba sternikom polityki monetarnej chodziło!

 

Wpływ obniżki stóp na sferę realna, w obecnej sytuacji, lepiej miłosiernie pominąć, aby nie pastwić się nad skutecznością polityki FED. Zresztą inne banki centralne nie mają dużo lepszej pozycji. A niektóre, jak EBC, raczej w gorszej.

 

Nadeszła era spadku możliwości stymulowania i rynków, i gospodarki realnej przez politykę pieniężną. Banki centrale stają się niemal bezradne w okolicznościach takich, jak obecne. Ale na taki stan mocno sobie „zapracowały”, prowadząc przez szereg lat mocno kontrowersyjną politykę monetarną.

 

 

Alfred Adamiec

Private Wealth Consulting