Koncyliacyjna dotąd postawa Chin w relacjach z obecną administracją amerykańską powoli przechodzi w fazę utwardzania stanowiska oraz zmiękczania drugiej strony. Efektem tej zmiany jest zaskakujące dla wielu obserwatorów zawieszenie negocjacji. Ale w rzeczywistości niespodziankę sprawił Donald Trump, nie godząc się na to, co na wiosnę bieżącego roku Chińczycy chcieli mu zaoferować w tej materii. Doskonałym przykładem faktu, jak błędnie ocenia on sytuację jest stwierdzenie jednego głównych negocjatorów ze strony USA, że propozycje amerykańskie w tym kształcie obowiązują dziś. Jeśli teraz do porozumienia nie dojdzie. Za kilka miesięcy mają być znacznie mniej korzystne dla Państwa Środka. To niemal pokerowa zagrywka, ale zgodna ze stylem funkcjonowania obecnego gospodarza Białego Domu. Ryzykowna, bo wiele wskazuje na to, że Chińczycy mocno i od dłuższego czasu przygotowują się, aby powiedzieć Trumpowi: sprawdzam!
W mijającym tygodniu uwidoczniły się wyraźne sygnały zaostrzenia stanowiska przez Pekin. Państwowe środki masowego przekazu podniosły poziom nacjonalistycznego wydźwięku informacji i komentarzy dotyczących relacji ze Stanami Zjednoczonymi. „ Mamy za sobą 5 tysiącach lat udręk i ciężkich prób; czy jest coś, czego nie są w stanie znieść Chińczycy?” Takim hasłem przewodnim posługiwał się klip publicznej telewizji CCTV, który miał w internecie ponad 3 miliardy (!!!) wyświetleń. Z kolei prasa wskazuje na chęć do negocjacji, ale jednocześnie stanowcze oparcie się wszelkiemu zastraszaniu i w razie potrzeby gotowość do walki na polu handlowym. To ewidentny pokaz siły skierowany do amerykańskiej administracji, ale jednocześnie szykowanie społeczeństwa na trudniejszy okres – w razie fiaska negocjacji.
Państwo Środka ma wiele mechanizmów politycznych w zanadrzu, aby zmiękczać postawę USA. Od wspierania aktywności „człowieka –rakiety” (dyktatora Korei Północnej) w działaniach destabilizujących wschodnią Azję, poprzez wspieranie Iranu oraz wszelkich sił niechętnych światowej hegemonii Amerykanów, aż do zbliżenia z Rosją. To wszystko może przysporzyć USA sporo kłopotów międzynarodowych i mocno podważyć wizerunek Trumpa jako skutecznego i twardego przywódcy. A jak sami Chińczycy zauważają – perspektywy reelekcji prezydenta USA w wyborach za 1,5 roku są mocno niepewne, natomiast kierownictwo polityczne ich państwa jest stabilne, jak rzadko kiedy.
A na niwie ekonomicznej Chiny też mają środki odwetowe. Już od dłuższego czasu sprzedają amerykańskie obligacje skarbowe, skupując jednocześnie złoto. Wprawdzie nadal są ich największym zagranicznym posiadaczem, z portfelem tych papierów wartym 1,12 bln USD. Jednak stan ich posiadania w tym zakresie skurczył się w ciągu 12 miesięcy o niemal 6%.
Chińczycy mogą również doprowadzić do deprecjacji juana. Choćby poprzez obniżkę stóp swoich stóp procentowych i zwiększoną podaż pieniądza. Pobudzi to ich gospodarkę, w tym eksport, ale zapewne doprowadziłby do turbulencji na rynkach finansowych. Dotknęłoby to również rynki amerykańskich aktywów. Na taki ruch Xi Jang Ping mógłby się zdecydować, bo wpływ chińskiej giełdy na gospodarkę jest nieznaczny. Natomiast wrażliwość gospodarki USA na bodźce giełdowe jest wysoka – poprzez efekt bogactwa i powszechny udział papierów wartościowych w majątku Amerykanów. Dlatego Donald Trump tak panicznie reaguje na spadki cen na Wall Street. A prezydent Chin doskonale o tym wie i może te lęki swojego adwersarza bezwzględnie wykorzystać.
Alfred Adamiec