Tegoroczny maj na Wall Street być może zaprzeczy starej giełdowej maksymie ” sell in May nad go away” Ostatni tydzień miesiąca przyniósł znaczący ruch kluczowych indeksów amerykańskich akcji. W wypadku S&P500 (^SPX, 3179.72 +1.59%, News) i Russell2000 nastąpiło wybicie ponad ostatni poziom zniesienia bessy (61,8%) zgodnym z ciągiem Fibonacciego. A Nasdaq (^NDQ, 10433.65 +2.21%, News) zaatakował ostatnią lukę bessy ukształtowaną jeszcze w lutym.
Kilkanaście dni na początku maja oscylacji szerokiego rynku w wąskim zakresie mogło sprawiać wrażenie korekty po kwietniowych wzrostach, a wybicie w górę w ostatnich dniach byłoby potwierdzeniem siły trendu. W takiej interpretacji za tym ruchem miałyby stać kapitały, które do tej pory czekały na znoszenie ograniczeń związanych z epidemią i na rozpoczęcie procesu ożywiania gospodarki. Tacy inwestorzy zazwyczaj się spóźniają z decyzjami inwestycyjnymi. I z zakupem akcji i ze sprzedażą. Czekają na wyraźne wyklarowanie się trendu i po uznaniu jego trwałości już za nim podążają. Aż do ewidentnej zmiany na nową tendencję. Strategia ta, mimo ewidentnych wad, doskonale broni się jednak przy wieloletnich trendach o niskiej zmienności cen. Klasycznym przykładem może być hossa trwająca od kryzysu w 2008 r. aż do bieżącego roku.
Inną grupą podejrzewaną o zwiększenie zaangażowania w amerykańskie akcje w ostatnich dniach są zwolennicy prymatu analizy fundamentalnej. Mieliby oni dostrzec już teraz poprawę w perspektywach wyników finansowych spółek i rozpocząć skupowanie walorów najbardziej atrakcyjnych firm.
W przypadku obydwu grup byłoby to więc typowe przebudzenie mocy po stronie popytu. A to determinowałoby pozytywne perspektywy dla Wall Street na kolejne tygodnie. Tym bardziej, że w ujęciu tygodniowym głównym indeksom daleko jeszcze do stanu wykupienia.
Istnieją jednak przesłanki do podważenia tezy o trwałości ruchów wzrostowych z końca maja. Wyraźne przeniesienie akcentów z branż nowoczesnej technologii na szeroki rynek raczej nie wynika ze zdecydowanie lepszych perspektyw tych ostatnich – bo takie jeszcze za wcześnie kreślić przy obecnym poziomie odmrażania gospodarki – lecz raczej pośpiesznego szukania akcji, które jeszcze nie skorzystały na dynamicznym odbiciu indeksów giełdowych. Pośpiesznego, zanim przyjdzie większa korekta spadkowa dwumiesięcznych wzrostów. Bo w końcu przyjść musi.
Kolejne wątpliwości wzbudza zachowanie VIX. Mimo zdecydowanego przebicia przez S&P500 poprzednich szczytów z końca kwietnia i połowy maja „indeks strachu” dzielnie broni poziomu wsparcia w okolicach 27,5. Najwyraźniej jeszcze wiele pozycji akcyjnych funduszy jest zabezpieczonych pochodnymi i szturmu na zwiększanie ekspozycji na ryzyko rynkowe nie widać.
Inny ciekawy sygnał wygenerował indeks dolara, co w stosunku do PLN zaowocowało spektakularnym spadkiem kursu USD o ponad 5% w ciągu 10 dni. W połowie maja zapowiadało się wyjście tego indeksu powyżej poziomu 75, co otwierałoby drogę do dalszego wyraźnego umocnienia „zielonego”. Kończący się tydzień definitywnie ponownie podkopał siłę amerykańskiej waluty, co może wkrótce zaowocować spadkiem indeksu poniżej 73. A to torowałoby drogę do dalszego osłabienia USD. Co z kolei mogłoby spowodować rozpoczęcie procesu przenoszenia kapitału z USA do innych rejonów, w tym na część rynków wschodzących.
Taki scenariusz wydaje się zupełnie prawdopodobny ze względu na usilne działania Donalda Trumpa odzyskania inicjatywy w wyścigu po reelekcję. Obecna hossa na Wall Street ośmiela prezydenta do bardziej zdecydowanych kroków na arenie międzynarodowej, aby jakoś zniwelować fatalny wpływ na jego kampanię dwóch kluczowych czynników: recesji i jego chaotycznej reakcji na pandemię. Musi więc kreować wizerunek „twardziela” na arenie międzynarodowej. Stąd zarzuty prezydenta w stosunku do Chin i WHO. Może on podjąć również zupełnie niekonwencjonalne kroki, aby udowodnić wyborcom, jak walczy o interesy Ameryki. Paradoksalnie im lepiej na rynku akcji, tym bardziej Trump będzie mógł sobie pozwalać na działania, które krótkoterminowo osłabiają hossę. Do wyborów pozostało bowiem już niewiele ponad 5 miesięcy, a Joe Biden ciągle prowadzi w sondażach o kilka punktów procentowych. W takiej sytuacji majowy ruch w górę cen akcji może okazać się fałszywym wybiciem i na kolejną falę hossy trzeba będzie jeszcze nieco poczekać.