FED powiela błąd SNB

Inwestorzy na rynku akcji i obligacji coraz częściej czekają na posiedzenia FOMC i konferencje prasowe szefa FED niczym dzieci na Świętego Mikołaja. I zadają sobie pytania, czy duży będzie worek z prezentami i czy owe prezenty przypadną im do gustu. Tym razem, po ostatnim przed wyborami prezydenckimi posiedzeniu, może Jerome Powell nie przyszedł z pustymi rękami. Ale reakcja amerykańskiego rynku wyraźnie sygnalizuje rozczarowanie efektami obrad i komunikatem. Czyżby w „worku” na dłużej zostały już tylko mało atrakcyjne gadżety zamiast solidnych cennych prezentów?

Najistotniejszym przesłaniem szefa FED ze środowej konferencji prasowej wydaje się zapewnienie, że stopy procentowe na obecnym skrajnie niskim poziomie pozostaną już nie przez kilka kwartałów, ale kilka lat. Z opublikowanej projekcji inflacyjnej jasno wynika bowiem, że chodzi o okres co najmniej do końca 2023 r. To świetnie konweniuje z niedawno ogłoszoną zmianą strategii w stosunku do inflacji. Teraz dopuszcza się przekroczenie celu inflacyjnego na pewien czas i skupienie uwagi nie na inflacji bieżącej, ale na uśrednionych w czasie wskaźnikach tego zjawiska.

Wydawać by się mogło, że nic tu dziwnego, a tym bardziej szokującego. A jednak! Takie podejście FED bardzo przypomina stanowisko szwajcarskiego banku centralnego (SNB) sprzed niemal dokładnie 9 lat. Wtedy to – ku zdumieniu analityków i praktyków rynkowych – prezes tego banku Philipp Hildebrandt oświadczył, że SNB jest zdeterminowany, aby kupować wręcz nieograniczone ilości walut, aby utrzymać kurs euro do franka szwajcarskiego powyżej ustalonego poziomu 1,2. Co warte były te buńczuczne zapowiedzi przekonano się w styczniu 2015 r., gdy przedstawiciele szwajcarskiego banku centralnego oznajmili, iż wycofują się z decyzji o obronie wspomnianego poziomu kursu walutowego. Negatywnych efektów tej wcześniejszej decyzji jest mnóstwo, w tym konieczność nagłego wycofania się z niej, co doprowadziło do wielu turbulencji na rynkach. Ale najważniejszym, a chyba nadal niedocenianym, czynnikiem okazuje się dramatyczny spadek zaufania do deklaracji sterników polityki monetarnej w Szwajcarii.

Cóż wspólnego ma deklaracja Powella z poważnym błędem Szwajcarów? Po pierwsze, wyznaczanie tak długiego okresu – w tak niepewnych czasach – na utrzymanie praktycznie zerowych stóp procentowych nieco trąci czytaniem wskazań jakieś czarodziejskiej szklanej kuli. Po drugie, FED wybiega przed szereg. Tak jakby przyjął, że w klasycznym duecie polityki fiskalnej i monetarnej, to ta druga ma ustalać ramy, a ta pierwsza jedynie wprowadzać narzędzia dostosowujące sferę realną do strategii pieniężnej. Nie takie są zasady ustrojowego funkcjonowania banków centralnych w demokracjach. Po trzecie, mało tu miejsca na nieuchronne poważne zmiany ekonomiczne, które muszą nadejść w najbliższym czasie. I to niezależnie od terminu opanowania pandemii. Łatwo powiedzieć, że wyższa inflacja będzie tolerowana przez pewien czas. Przez FED? Być może. Ale nie przez wiekowe społeczeństwa, których orężem (w krajach demokratycznych) w dążeniu do zmiany niekorzystnej sytuacji jest kartka wyborcza. Jak ostatnio słusznie zauważył Minister Senior Singapuru Tharman Shanmugaratnam wyższa inflacja może być tolerowana przez młodych ludzi, którzy mają dużo więcej sposobów na zwiększenie swych dochodów niż starsza generacja. Zwłaszcza emerytom, i to tym mniej zamożnym, szybszy wzrost cen będzie dawał się mocno we znaki. A ta część populacji błyskawicznie rośnie w krajach rozwiniętych. W USA są to sławetni „Baby Boomers”.

Jednak największy błąd FED stanowi kolejne wystawienie wiarygodności banku centralnego na poważne ryzyko jej zdecydowanego osłabienia. Czy Powell wyklucza ryzyko stagflacji? Co stanie się, gdy w wyniku ewentualnego kolejnego szoku podażowego, albo innego bodźca proinflacyjnego (np. zmiany podatkowe), wzrost cen detalicznych wymusi już za kilka kwartałów zmianę strategii prowadzenia polityki pieniężnej? Okazałoby się wtedy, że kilkunastoletni eksperyment z ultraluźną polityką monetarną nie doprowadził do niczego dobrego w dłuższym horyzoncie, a efekty uboczne trzeba będzie opanowywać przez długie lata. Można z wysokim prawdopodobieństwem przyjąć, że takie wycofanie FED z obecnych deklaracji co do stopy procentowej miałoby nieporównywalnie większy negatywny wpływ na wycenę wielu aktywów niż zamieszanie powstałe w styczniu 2015 r., gdy SNB przestał bronić kursu 1,20.

(Alfred Adamiec – Private Wealth Consulting)