Paralele z bańką internetową z 2000 r

Na rozwiniętych rynkach kapitałowych kilkusetprocentowe zyski z oferty publicznej rzadko się zdarzają. Jeśli już, to w szczytowych momentach hossy, gdy rozgorączkowani spekulanci chcą wycisnąć ze swego kapitału maksimum zysków. Często nie bacząc na poziom podejmowanego ryzyka. Lub pozostając w błogiej nieświadomości jego rzeczywistej wielkości. Tymczasem w czwartek 2 lipca z imponującym zyskiem zadebiutowała na Nasdaq (^NDQ, 10433.65 +2.21%, News) spółka Lemonade z sektora ubezpieczeniowego. Specjalizuje się w tradycyjnym zakresie ubezpieczeń majątkowych i wypadkowych obejmujących głównie nieruchomości. Ale zaprzęgła do swych działań najnowsze technologie i wykorzystuje komunikację mobilną. Zysk nabywców akcji w ofercie pierwotnej w dniu debiutu wyniósł niemal 140%. Podobną stopę zwrotu osiągnęli tydzień wcześniej nowi akcjonariusze chińskiej firmy Agora rozwijającej softwere w technologiach chmury. Spółka ta zadebiutowała również na Nasdaq, przynosząc 150% zysku nabywcom akcji w ofercie pierwotnej.

Wyraźnie widać, że zainteresowanie inwestorów amerykańskich stało się mocno wybiórcze, jeśli chodzi o sektory gospodarki. Rozpowszechniło się mniemanie o nieuchronności większego udziału nowych technologii w naszym życiu codziennym, jak również o rosnącym uzależnieniu społecznym od tych rozwiązań technicznych. Na marginesie, zainteresowanie to skupia się głównie na branży informatycznej, nieco po macoszemu traktując pozostałe innowacyjne gałęzie gospodarki. I chyba trudno tu dyskutować o kierunku zmian (wzrost znaczenia nowych technologii), ale raczej o ich skali i tempie.

Indeks Nasdaq z dynamiką równą tempie marcowej wyprzedaży pokonuje obecnie kolejne rekordy. Kapitał, szczodrze dostarczany przez „wuja Sama” firmom i gospodarstwom domowym płynie szeroką rzeką na rynek kapitałowy. Równocześnie zaledwie 52% Amerykanów pracuje, co jest zdecydowanie słabszym wynikiem niż niespełna 62% z przełomu 2019 i 2020 r. Nie wspominając o rekordzie z 2000 r., gdy niemal 2 na 3 Amerykanów pracowało. A tymczasem dług publiczny szybko rośnie i ktoś będzie go musiał załatać. Spadnie to na mniejszą liczebnie grupę pracujących oraz na firmy. Które firmy? Oczywiście te generujące zyski i dodatnie przepływy pieniężne. A do tej grupy należą przede wszystkim największe i najlepsze spółki z sektora nowoczesnych technologii. Mniejsze i słabsze firmy mogą albo zostać przejęte przez tuzów, co byłoby świetnym rozwiązaniem dla akcjonariuszy tych mniejszych firm. Albo zostać przez tych gigantów wypchnięte z rynku. A to już zdecydowanie mniej korzystny scenariusz dla poszukiwaczy zysków wśród mniej znanych firm technologicznych.

W porównaniu do 2000 r., gdy niemal euforię inwestorów wzbudzała wzmianka w profilu spółki giełdowej o rozpoczęciu działalności internetowej, mamy sporo różnic. Wtedy stawiano wyłącznie na rozwój nowej branży, przy słabych bieżących wynikach finansowych. Natomiast teraz rezultaty sprzedaży i zysków niektórych firm technologicznych są już teraz świetne. I wręcz poprawiają się. Jednak nie jest to wielka grupa, a reszta branży żyje głównie nadziejami szybkiego rozwoju. Natomiast wiele sektorów gospodarki amerykańskiej mocno odstaje od liderów. Tak samo jak 20 lat temu. Wtedy nie nastąpiło gwałtowne zwiększenie amerykańskiego długu publicznego. Natomiast obecnie rysuje się poważne ryzyko konieczności wzrostu podatków w USA już w roku powyborczym. Podatki te mocno obciążyłyby tych, którzy mają dochody i zyski, czyli między innymi spółki technologiczne. Co jeszcze bardziej wzmoże walkę konkurencyjną w branży. A wyceny sektora technologicznego obecnie do niskich nie należą. Tak, jak dwie dekady temu. Widać już podobieństwa do bańki internetowej 2000 r.?