Prosperity o niższej dynamice

Amerykańska gospodarka już pobiła rekord trwania swojej ekspansji, ponieważ ta obecna trwa ponad 120 miesięcy. A tyle dokładnie wynosił okres od wyjścia z recesji w marcu 1991 r. do recesji rozpoczętej w marcu 2001 r. Według Narodowego Biura Badań Ekonomicznych obecny okres prosperity rozpoczął się w czerwcu 2009 r. I według niektórych analityków może jeszcze potrwać nawet kilka lat. Wydaje się, że jest się z czego cieszyć, ponieważ od czasu rozpoczęcia pomiarów, tj. od 1854 zaledwie dwukrotnie – oprócz obecnego okresu – udało się utrzymać nieprzerwanie rosnącą gospodarkę USA przez ponad 100 miesięcy. Było w to w latach 1961-1969 i we wspomnianej ostatniej dekadzie XX wieku.

Można by powiedzieć, że tak dobrego czasu dla ekonomii Stanów Zjednoczonych nigdy nie było. Jednak dokładniejsze analizy danych szczegółowych nie potwierdzają takiego wniosku. Od wyjścia z recesji w 2009 r. PKB zwiększył się o 25%. A krótszy okres ekspansji rozpoczęty w 1961 r. podniósł PKB o ponad połowę, natomiast ten rozpoczynający się w 1991 r. przyniósł wzrost tego wskaźnika o ponad 42%. Nawet znacznie krótszy czas prosperity z ery reaganowskiej (1982-1990) zaowocował wzrostem o niemal 40%. Największą dynamiką przyspieszenia charakteryzował się czas wojny koreańskiej, a dokładnie okres między 1949 a 1953 rokiem, gdy PKB wzrósł o niemal 30% w tak krótkim okresie.

Również dane z rynku pracy wskazują na ślamazarne tempo poprawy w czasie obecnego boomu gospodarczego. Wprawdzie stopa bezrobocia sięga teraz swych minimalnych – historycznie rzecz ujmując – poziomów (3,6-3,7%), to dynamika tworzenia miejsc pracy jest w tym cyklu koniunkturalnych najwolniejsza spośród wszystkich powojennych okresów prosperity. Od 2009 r. udało się bowiem zwiększyć liczbę miejsc pracy zaledwie o 12%, podczas gdy w 4 innych cyklach po II wojnie światowej ten wzrost przekroczył 17%. Z pewnością jest to spowodowane między innymi zmianami demograficznymi w społeczeństwie amerykańskim. Ale również rosnącą luką kompetencyjną pracowników, procesami cyfryzacji, automatyzacji i robotyzacji.

Wzrost gospodarczy słabej jakości jest odczuwany przez dużą cześć społeczeństwa – słusznie albo nie – jako stagnacja lub nawet pogorszenie warunków życia. Stąd radykalny ruch w stronę populizmu i poszukiwania prostych rozwiązań politycznych dla skomplikowanych procesów współczesnego świata. Jednak wiele wskazuje na to, że na prosperity wyższej jakości Stanów Zjednoczonych teraz po prostu nie stać. Nie dziwią więc rozpaczliwe wysiłki administracji waszyngtońskiej w celu przedłużenia obecnego cyklu jeszcze chociaż o kilka, kilkanaście miesięcy – w pobliże jesiennych wyborów 2020 r. Czym zapłaci za to później amerykańska gospodarka i społeczeństwo? Zapewne głębszą lub dłuższą recesją albo jeszcze słabszą dynamiką wzrostu w kolejnym cyklu koniunkturalnym. Albo jednym i drugim.

Alfred Adamiec