Byle do końca półrocza! Pełnego gwałtownych zwrotów sytuacji, radykalnie wyższej zmienności. I wielu okazji do naprawdę imponujących stóp zwrotu w bardzo krótkim czasie. Ale również obfitującego w zasadzki grożące równie szybkim ubytkiem kapitału. Dla wielu profesjonalistów zarządzających portfelami instytucji finansowych, czy indywidualnych klientów podsumowanie pierwszych sześciu miesięcy bieżącego roku może być szalenie istotne. W przeciwieństwie bowiem do lat poprzednich można spodziewać się poważnego zróżnicowania wyników zarządzania aktywami. A to ma istotne znaczenie marketingowe w przyciąganiu nowych klientów i nowych kapitałów. W takiej sytuacji nie powinno się wykluczać prób podrasowania wyników półrocza w trakcie dwóch ostatnich sesji czerwcowych. Taki mini „window dressing”. Mini, ponieważ to jednak roczne wyniki mają decydujące znaczenie dla oceny jakości zarządzania, z przyznawaniem premii finansowych łącznie.
Wiele wskazuje na to, że II połowa roku nie przyniesie znaczącego spadku emocji na Wall Street i powrotu do nudnych, przewidywalnych do bólu zębów (przynajmniej w opinii dużej części inwestorów) sesji z czasów pełzającej hossy z lat 2017 i 2019. Teraz mamy bardzo ciekawe i profitogenne warunki na wielu rynkach finansowych, zwłaszcza rozwiniętych. Z mocnym wskazaniem na rynek amerykański. Obecne okoliczności premiują spokój, doświadczenie, wiedzę i konsekwencję w realizacji przemyślanej strategii inwestycyjnej. Jak to się ma do coraz liczniejszej grupy nowicjuszy na Wall Street? Zwabionych najpierw przecenionymi akcjami znanych spółek, a obecnie niezwykle dynamiczną falą hossy. Właśnie najbliższe miesiące powinny pokazać, czy słuszne jest podejście tej grupy inwestorów/spekulantów do giełdy. Część z nich traktuje obecną falę wzrostów kursów giełdowych niemal jak bankiet, gdzie każdego wchodzącego do tej gry czeka szampan i kawior. Giełdowa historia podpowiada, że tych frykasów nie wystarczy dla wszystkich. Nie wystarczy nawet Coli i chipsów. I zapewne II półrocze po raz kolejny tego dowiedzie.
Wśród czynników mogących zadecydować o nadal wysokiej zmienności amerykańskiego rynku akcji można wymienić niepewną sytuację epidemiologiczną, wysokie wyceny akcji, bardzo ostre podziały i konflikty społeczne w USA, mocno niepewną sytuację międzynarodową i zaostrzającą się kampanię wyborczą. Stabilizatorami miałyby być stymulacja fiskalna i monetarna. Jednak już sam sposób wspierania gospodarki przez rząd staje się jednym ze źródeł polaryzacji społeczeństwa. A ekspansja monetarna powoduje, że banki rzeczywiście „pływają w pieniądzach”, ale w bardzo ograniczonym zakresie wpływa to na Main Street. Depozyty bankowe w USA w ciągu 3 miesięcy wzrosły z 13,5 bln USD do 15,5 bln USD. Część napływów gotówki do gospodarstw domowych wykorzystano do spekulacji giełdowej, przedłużając żywot hossy rozpoczętej 23 marca. Ale nie są to trwałe podstawy do budowanie wieloletniego okresu prosperity w sferze realnej i hossy na Wall Street. Do tego potrzeba przemyślanych reform i spokoju politycznego w czasie ich wdrażania. A na to w najbliższym czasie za oceanem się nie zanosi.
Jak celnie skomentował to ostatnio Larry Fink, dyrektor generalny BlackRock, rynek akcji w ostatnich tygodniach fali zwyżkowej wyprzedził samego siebie. Świetnie oddają to statystyki opcji call i put na S&P500 (^SPX, 3179.72 +1.59%, News), dające wielką przewagę liczebną obozowi byków. Ale warto zauważyć, iż pomiar z 24 czerwca nastrojów wśród inwestorów indywidualnych dokonany przez Amerykańskie Stowarzyszenie Inwestorów Indywidualnych wskazuje na przewagę niedźwiedzi (49%) nad bykami (24%), przy mniejszym niż zazwyczaj odsetku inwestorów niezdecydowanych (27%). Na taki obraz z pewnością wpływ ma ponownie bardzo wysoki wskaźnik cena/prognozowany zysk, który obecnie osiąga dla S&P500 poziom 22. Tak wysoko sytuował się ostatnio w styczniu 2018 roku i w lutym 2020 r., czyli tuż przed poważniejszymi przecenami.
Oczywiście w razie kolejnej dramatycznej przeceny można liczyć na wręcz nieograniczoną interwencję banków centralnych, który już chyba nie mają wyjścia innego niż dalsze testowanie realnej skuteczności Nowoczesnej Teorii Monetarnej (MMT). Ale jak widać, nawet gigantyczny zastrzyk pieniędzy nie pomaga na rynkach mniej płynnych aktywów. A poza tym nie działa, gdy występuje szok podażowy w sferze realnej. Wtedy dodatkowy pieniądz zalewa banki, natomiast w gorszym scenariuszu wywołuje stagflację, A to z kolei pogłębia rozwarstwienie i konflikty społeczne. I tu wracamy do rozważań, jakie rozstrzygnięcia przyniosą listopadowe wybory. Czy ich wyniki wspomniane konflikty zaostrzą, czy będą tonować? A jeśli rzeczywiście zmniejszą zjawisko polaryzacji społecznej, to jakim kosztem? Czy przypadkiem nie kosztem Wall Street? Na razie trudno coś przewidywać, ponieważ jak komentują złośliwie w USA, czym mniej kandydaci (Donald Trump i Joe Biden) wypowiadają się o szczegółach programu odbudowy społecznej i gospodarczej Stanów Zjednoczonych, tym większe mają szanse na zwycięstwo.
A stan podwyższonej niepewności i małej przewidywalności zarówno na Main Street, jak i na Wall Street utrzymuje się. I zapewne tak pozostanie jeszcze przez co najmniej kilka miesięcy.