FOMO dociska

Zaledwie 9% z ubiegłorocznego wzrostu S&P500 to kontrybucja wyższych zysków firm zgrupowanych w tym indeksie. Pozostałe 91% zwyżki – a była ona w 2019 r. niebagatelna, bo wynosiła niemal 29% – zawdzięcza on zwiększeniu mnożników wycen, czyli relatywnemu znacznemu podrożeniu akcji. Już pod koniec 2018 roku, mimo solidnej przeceny w ostatnim kwartale, największe spółki amerykańskie były wysoko wyceniane, bo wyraźnie powyżej średniej długoterminowej. Gdyby zmiany wycen giełdowych odzwierciedlały tylko poprawę finansów przedsiębiorstw, to w ubiegłym roku S&P500 wzrósłby tylko o około 2,5%. Czyli znacznie mniej niż wyniosły tegoroczne zyski z wielu funduszy lokujących wyłącznie w obligacje skarbowe USA. Dla porównania: według obliczeń Goldman Sachs Investment Group w ciągu ostatnich 10 lat zwyżka S&P500 niemal w 2/3 spowodowana była wzrostem zysków przedsiębiorstw, a w pozostałej części zwiększeniem się mnożników wycen.

 

W efekcie takiej zwyżki giełdowych wycen akcji popularny wskaźnik PEG (iloraz wskaźnika cena/zysk i tempa przyrostu zysku) dla akcji amerykańskich sytuuje się na historycznych szczytach (1,8). A pomiary Bank of America prowadzi od 1986 r. Natomiast sam bieżący wskaźnik cena/zysk wynosi obecnie niemal 18,5. Czyli najwyżej od 2002 r. Z kolei cyklicznie skorygowany wskaźnik CAPE Shillera osiągnął ostatnio wartość 28. Zaledwie minimalnie niższą od poziomu z września 2018 r. Jedynie na przełomie tysiącleci przekraczał on wartość 30.

 

Oczywiście najprostszym wytłumaczeniem dla tak wysokich wycen akcji wydaje się być szalenie niska rentowność kapitału ulokowanego w instrumentach dłużnych. Niesie ono jednak wiele niebezpieczeństw interpretacyjnych i zagrożeń dla optymistycznych perspektyw na kolejne lata. Przy tak niskich kosztach zaciągania długu wielu dłużnikom i wierzycielom (!!!) puściły hamulce zdrowego rozsądku. Najgorzej, że również w dwóch największych gospodarkach świata  – USA i Chinach. Generalnie ujmując świat zaciągnął już tak wielkie długi, globalnie jest to ponad 3,5 razy większa kwota niż roczny PKB, że można wątpić w skuteczność banków centralnych w zapanowaniu nad chaosem w razie pęknięcia tej bańki cenowej w rynku długu. A to bezpośrednio podważy sens tak wysokich wycen na rynku amerykańskich akcji.

 

Innym, bardzo modnym wytłumaczeniem ostatniej fali wzrostowej na Wall Street jest fenomen giełdowy FOMO, czyli strachu przed byciem poza rynkiem w okresie wzrostów cen. Doskonale to zjawisko widać to w portfelach i w nastawieniu bardziej majętnych Amerykanów. Obecnie ¾ z milionerów uważa, że mimo wielu przeszkód i zagrożeń sytuacja gospodarcza USA jest dobra lub bardzo dobra. I oczekuje dalszych zwyżek cen akcji. To presja popytowa między innymi z tej strony dociska (od dołu , rzecz jasna) co rusz amerykańskie indeksy giełdowe do ich historycznych maksimów, czasami pozwalając je przebić.

 

Fear of missing out (FOMO)– to szersze zjawisko socjologiczne, występujące w wielu dziedzinach życia społecznego. Kiedyś nie używano tego zgrabnego akronimu, a po polsku ślepe naśladownictwo nazywano dosyć trywialnie i ironicznie owczym pędem. Poprawność marketingowa – bo to przecież sprzedawcy najróżniejszych towarów i usług są głównymi beneficjentami tego zjawiska – wymaga, aby obecnie raczej używać zgrabnego akronimu FOMO jako określenia podążania swoim zachowaniem za grupą. Złośliwi twierdzą, że za stadem.

 

 

Alfred Adamiec

Private Wealth Consulting