Błąd w założeniach

Administracja Donalda Trumpa odniosła sukces w kwestii handlu zagranicznego. Niewielki, bo nie wielki, ale zawsze to coś. Po raz pierwszy od sześciu lat skurczył się w 2019 r. deficyt handlowy USA. Różnica w stosunku do roku poprzedniego nie jest wielka, ponieważ wynosi 1,7%, ale to jednak krok w odpowiednim kierunku. Dużo gorzej sprawa wygląda, gdy przyjrzeć się tym danym bliżej. Otóż spadek deficytu handlowego nie wynika z szybszego wzrostu eksportu nad importem, ale z ograniczenia wymiany handlowej. W ubiegłym roku szybciej malał import od eksportu. Ot i cała tajemnica sukcesu polityki handlowej obecnego rządu. W świetle tego spadku wymiany międzynarodowej można by dodać – wątpliwego sukcesu.

 

Stany Zjednoczone, jak wiele krajów rozwiniętych, opierają swój wzrost gospodarczy przede wszystkim na konsumpcji. Mają tak wielki rynek konsumpcji prywatnej (wynoszący ponad 15% globalnego PKB), że firmy amerykańskie koncentrują się głównie na rynku wewnętrznym. Dla większości z nich eksport to drugoplanowy kierunek ekspansji. Stąd tak usilnie walczą, aby rynek amerykański był trudno dostępny dla firm zagranicznych. I patrząc pod tym kątem na spadek importu, to świetna wiadomość dla amerykańskiej gospodarki. Ale z drugiej strony już wielki kryzys z lat trzydziestych XX wieku wykazał jak dramatyczne mogą być konsekwencje spadku międzynarodowej wymiany handlowej. Trudno sobie wyobrazić, aby inne kraje pozwalały USA na protekcjonistyczne ruchy bez retorsji w tym względzie.

 

Amerykanie zarzucają partnerom handlowym, że zbyt dużo eksportują, a za mało importują i konsumują. Uważają to wręcz za szkodnictwo ekonomiczne w skali międzynarodowej. A sami mają wręcz obsesję na punkcie bieżącej konsumpcji. W dużej mierze na kredyt. Dopiero po kryzysie 2008/2009 amerykańskie gospodarstwa domowe powoli zaczęły zwiększać stopę oszczędności. Jednak ostatnie dane wskazują na dynamiczny skok ich zadłużenia. W ubiegłym roku ich zadłużenie zwiększyło się o ponad 600 mld USD i przekroczyło 14 bilionów USD. Ostatni porównywalnie duży wzrost długu zanotowano w 2007 r. Do tak szybkiego zadłużania zachęcają Amerykanów bardzo niewielkie bezrobocie i wyjątkowo niskie koszty obsługi długu – osiągnęły one właśnie najniższy poziom od początku pomiarów (1980 r.). I tu tkwi poważny błąd w założeniach wielu dłużników. Często nie biorą oni bowiem pod uwagę ryzyka istotnej zmiany na rynku pracy, jak i zwiększenia kosztów obsługi długu. Wręcz nie wyobrażają sobie innych warunków niż obecne. Symptomatyczne, że długi narastają dramatycznie szybko u najmłodszego pokolenia, które nie zaznało jeszcze w swym świadomym ekonomicznie życiu żadnego kryzysu, czy nawet lekkiej recesji.

 

Doświadczenie uczy, że w okresach gorszej koniunktury globalnej międzynarodowa wymiana handlowa przynosi złagodzenie kłopotów gospodarczych u większości uczestniczących w niej podmiotów, a społeczeństwom dotkniętym kłopotami ekonomicznymi ulgę w postaci niższej inflacji. Protekcjonizm na dłuższą metę jest drogą donikąd. A najlepszym podsumowaniem recept na zalew obcych produktów może być celna odpowiedź kanclerz Angeli Merkel na utyskiwania prezydenta Trumpa o nadmiernym eksporcie samochodów niemieckich do USA: róbcie tak dobre samochody, jak nasze, to natychmiast zwiększycie sprzedaż amerykańskich samochodów kosztem niemieckich.

 

 

Alfred Adamiec

Private Wealth Consulting